O 14:00 poznaliśmy fatalne dane dotyczące cen produktów i usług odnotowanych w lutym. Okazało się, że skurczyły się one o 1,6% w ujęciu rocznym, co było najwyższym spadkiem w historii rodzimej gospodarki. Deflacja była wyższa o 0,2 p.p. od prognoz. W ujęciu miesięcznym ceny spadły o 0,1%.

Mimo wszystko nie pogorszyło to nastrojów na warszawskim parkiecie. Niemniej jednak, indeks największych polskich spółek pikował na poziomie wynoszącym prawie 1%. Oczekiwano, że pogorszenie może nastąpić po napływie danych z USA. Wskaźniki średnich i małych spółek oscylowały wokół wartości z czwartkowego zamknięcia.

Na najważniejszych parkietach Starego Kontynentu widoczne były nieznaczne spadki wartości głównych indeksów. W Stanach Zjednoczonych zmiany wartości głównych wskaźników również były minimalne. Dow Jones i S&P500 symbolicznie pikowały, a Nasdaq rósł o ok. 0,1%.

Popołudniu dowiedzieliśmy się, że inflacja producencka w USA wyniosła w lutym -0,6%. To dane gorsze od przewidywań, ponieważ spodziewano się utrzymania cen na wcześniejszych wartościach. Na decyzje amerykańskich inwestorów najmocniej wpływały jednak jeszcze wczorajsze, kiepskie dane dotyczące sprzedaży detalicznej.

Fatalne dane na temat inflacji sprawiły, że WIG20 pikował dzisiaj na poziomie 1,13%,. A tym samym zbliżył się do poziomu 2300 pkt, notując dokładnie 2303,40 pkt. WIG30 kurczył się o 1,01%. Na minusach były też wskaźniki średnich i małych spółek, które kurczyły się odpowiednio o 0,4% i 0,01%.

Tylko 3 blue chipy znajdowały się dzisiaj nad kreską. Były to mBank (2,18%), Eurocash (1,44%) i Kernel (0,16%). Najmocniej zniżkowały Lotos (-3,63%), i Orange (-3,36%) i LPP (-3,34%).

W Europie nastroje były mieszane. Niemiecki DAX rósł o 0,87%, a francuski CAC40 o 0,46%, jednak już brytyjski FTSE pikował na poziomie 0,30%.